Mówi się, że debiut pisarski może zwiastować geniusz autora; przeważnie jest jednak tylko próbą literacką, która w późniejszym dorobku nie będzie miała większego znaczenia. Mało jest pisarzy, którzy debiutowali w prozie z taką siłą, od razu zjednując sobie grono wiernych czytelników i krytyków. Stephen King należy do absolutnej czołówki „pisarzy grozy”, którzy przyjęli filozofię godną Hitchcocka: najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie (w tym przypadku ostrość pióra) rośnie.
King zanim jeszcze wypracował swój charakterystyczny, czasem przegadany styl, tworzenie portretów psychologicznych ćwiczył na swoich pierwszych książkach. „Carrie” jest zupełnie „nie –Kingowa”, a mimo tego pozostaje jedną z lepszych powieściw jego dorobku. Autor w wyważony sposób buduje napięcie oraz przedstawia bohaterów. Enigmatyczna atmosfera powieści, nieustający niepokój i rosnące emocje już na zawsze staną się znakami rozpoznawczymi pisarza. I choć sama fabuła nie trąci oryginalnością, wydaje się, że King wycisnął z niej co się tylko dało, a nawet więcej. Pokazał że z prostej na pozór historii przy zastosowaniu odpowiednich środków wyrazu może powstać naprawdę dobra literatura. Mamy więc jednoosobowego głównego bohatera – dziewczynę Carrie White, „po prostu zagubioną nastolatkę”, która wychowywana jest przez fanatyzującą religijnie matkę. Mamy też dwa decydujące wydarzenia spajające całość. Jedna z początkowych scen w damskiej szatni oraz znajdujący się pod koniec książki bal maturalny. Obie sceny spięte zostały linią wydarzeń, które nakreślają fabułę. Od trzęsienia ziemi (obrzucenie bohaterki podpaskami w szatni) spirala zaczyna się nakręcać i z impetem zmierza do momentu, w którym chcemy poznać zakończenie, choć się go boimy. Czytamy książkę, z jednoczesnym przerażeniem przewracając kolejne strony, bo wiemy że coś tam będzie, coś zostanie w głowie na jeszcze długo i nie pozwoli zasnąć. Kulminacyjny punkt, istny Armagedon stanowi zwieńczenie „przygód” głównej bohaterki. Ma ona niezwykłą zdolność telekinezy, czyli poruszania przedmiotami na odległość. Zdolność ta pojawi się u Kinga także w kilku innych książkach, jednak tutaj autor jakby bada, na ile może wprowadzić czytelnika w świat nie do końca wyjaśnionych zjawisk. Zresztą warto zauważyć, że telekineza występuje w książce jako sprzeciw wobec fanatyzmu religijnego matki Carrie. Margaret White interpretuje pierwszą menstruację córki jako dar od diabła zrodzony wraz z grzechem kobiecości. Przemoc psychiczna matki względem córki to jeden z mocniejszych wątków książki, który z pewnością oddziaływuje na czytelnika tak jak zachowanie matki oddziaływało na zachowanie bohaterki. Różnica pokoleniowa nie do przeskoczenia w okresie dojrzewania młodej dziewczyny. King buduje relacje między bohaterami na animozjach. Mamy więc przeciwstawione sobie grupy: młodzi-starzy, uczniowie-nauczyciele, rodzice-dzieci, dewoci – ateiści.
Inspiracją do napisania książki była dla Kinga koleżanka ze szkolnej ławki, Dodie Franklin. Jak wspomina autor, zawsze była szarą myszką, pośmiewiskiem, a kiedy jeden, jedyny raz przyszła do szkoły odmieniona, szybko sprowadzono ją na ziemię wyśmiewając jeszcze bardziej. Jak określił potem pisarz, „ Ktoś próbował wyrwać się z więzienia i pokazano mu jego miejsce, to wszystko. Gdy zapobieżono ucieczce i więzień wrócił do szeregu, życie mogło toczyć się dalej”. W książce jednak historia skończyła się zgoła inaczej.
Pisarz w interesujący sposób prowadzi fabułę. Śledząc losy bohaterki poznajemy także zbudowany przez autora świat. Świat jak najbardziej realny, gdyż wszystkie książki, utwory czy nazwy własne występujące w powieści istnieją bądź istniały w rzeczywistości. Dzięki czemu urealnienie fikcji wkracza na wyższy poziom, bliski rzeczywistości. Czytelnik nie czuje się jak obserwator wydarzeń, ale jak jeden z głównych bohaterów, choć narrator wydaje się być wszechwiedzący. Na kartach książki mamy do czynienia nie tylko z fabułą linearną, ale także z fragmentami pamiętnika, listów czy artykułów prasowych.
King doprowadza do tego, że mimo zła czającego się w dziewczynie, sympatyzujemy z nią i szukamy wytłumaczenia dla jej zachowań, nawet gdy przekraczają one granice. W końcu to ona była ofiarą, a każdy kiedyś przeżywał w szkole ciężkie chwile. Niestety środowisko w którym tkwi bohaterka nie rozumie jej i za makabryczne wydarzenia balu maturalnego w pełni zrzuca odpowiedzialność na nią, zapominając, że swoją biernością sami sprowadzili na kolegów i koleżanki taki los.
Powieść została napisana w roku 1974 i jej sukces spowodował, że dwa lata później sfilmowano ją we wspaniałej reżyserii Briana de Palmy. Carrie tylko zapowiadała rewolucję, która miała nastąpić w dziedzinie psychologicznych powieści grozy. Oto narodził się nowy guru, kultowy pisarz, autor książek, których ekranizacje to zawsze pewny sukces. A już niebawem spod jego pióra wyjść miało przecież „Lśnienie”…