Wykorzystujemy pliki cookies do poprawnego działania serwisu internetowego, oraz ulepszania jego funkcjonowania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej.
Data publikacji: 21.02.2014 A A A
Intensywny marazm – „Historie w których nic się nie dzieje” Igora Kulikowskiego
WALDEMAR KUGLER

Igor Kulikowski zatytułował swój zbiór opowiadań tak, jakby chciał objąć je jedną klamrą definicji. Tytuł jest jednak zwodniczy. W tych opowieściach tylko pozornie nic się nie dzieje. W rzeczywistości  dzieje się wiele – głównie w głowach i duszach bohaterów. Przeważnie samotnych. I to jest może klucz do prawidłowej percepcji „Historii, w których nic się nie dzieje”.


Nie jest to debiut autorski. „Historie…” są kolejną po „Wszystkich małych rzeczach”, „Buduarze” i „Polowaniu na obłoki” próbą opisu świata nieopisywalnego. Świata lęków, niespełnionych oczekiwań i właśnie małych, pozornie nic nie znaczących rzeczy. Uwagę pisarza nie przykuwają dialogi, akcja i zmiany otoczenia. Jak sam twierdzi, nie opisze świata, ale postara się opisać jego strzępki. Widoczne to jest także w tej książce. Piętnaście opowiadań tytułowanych jest tak, jakby miały opisywać widokówkę z wakacji (Zwyczajny śnieżny dzień, Okno z widokiem na park, Obrazki z wydmami, Domek na plaży). Już sam tytuł sugeruje bezruch lub to, że w najlepszym przypadku treścią opowiadania jest przesuwający się powoli obłok. Na tle powstających w ostatnich latach opowiadań nowa pozycja Kulikowskiego wygląda bardzo atrakcyjnie.

 

Pisarz prowadzi czytelnika przez intymną krainę swoich myśli, rejestrowanych na bieżąco, z obserwacji otaczającej rzeczywistości. Podobnie jak przy lekturze „Buduaru” czytający także ma wrażenie, że autor garściami czerpie z doświadczeń pisarstwa strumienia świadomości. W jego głowie czas rzeczywiście biegnie inaczej, wolniej. Być może wpływ na to ma Kraków, w którym od dwóch lat mieszka. Być może iście poetycka wrażliwość i zdolność obserwacji podczas której liczy się tylko najbliższe otoczenie. I to wszystko pomogło mu zbudować swój prozatorski świat.

 

Czytając „Historie w których nic się nie dziej” znajdziemy się pomiędzy nostalgią i marazmem Stasiuka („Dziś już nie zdarzy się nic”) a uczuciem beznadziei Hłaski („Wiedział że będzie musiał nauczyć się zapominać”, „Przez cały ten czas stracił co najmniej dwie wiary, a zyskał ten przeklęty smutek, który wyłaził z niego nawet, kiedy się śmiał”). Miłośnikom prozy wspomnianych wyżej autorów, opowiadania Kulikowskiego mogą przypaść do gustu.  Zdania przelane na papier nie męczą czytelnika jak to bywa u wielu współczesnych pisarzy. Zamiast wielokrotnie złożonych wypowiedzi pisarz częstuje nas krótkimi ale trafnymi opisami. Opisami, których ilość z pierwszymi stronicami lektury może zaskakiwać (marazm, pustka, cisza), jednakże z każdym kolejnym opowiadaniem stają się nieodłącznym, wręcz koniecznym środkiem opisu wykreowanego świata. Trzeba w końcu pamiętać, że w tych opowiadaniach „nic się nie dzieje”.

 

Dla Kulikowskiego nieodłączonym elementem przestrzeni w której żyjemy jest przyroda. Widoczne jest to w każdym z opowiadań. Staje się ona jednym z bohaterów i dzięki temu czytelnik dostaje odpowiedź na pytanie: czy naprawdę potrzebnych jest tu aż tyle opisów? Tak. Opisy są potrzebne. To one tworzą specyficzny klimat książki. To duża umiejętność móc pisać o pozornie niczym. Potrafi to wspomniany już Stasiuk. Być może doczekał się raczkującego następcy. Operowanie przez pisarza opisami barw, światła, delikatnymi wzmiankami o pogodzie czy opisem zwierząt pokazuje, że z jednej strony jest on doskonałym obserwatorem, z drugiej natomiast całym ciałem i wszystkimi zmysłami odczuwa otaczający świat. W wydanym tomie znajdują się opowiadania lepsze i gorsze. Niektóre mogą trącić myszką lub wydawać się prostolinijnymi, ale faktem jest że całość jest dobrze skomponowana i stanowi ciekawy przysmak dla koneserów krótszej formy prozatorskiej. Odnoszę także wrażenie, że autorowi nie udało się ustrzec od swego rodzaju toposów i motywów jak z obrazów Friedricha będących symbolami samotności z wyboru lub lęku przed odrzuceniem w społeczeństwie. Widać to szczególnie w opowiadaniach „Marianna i chłopiec z szafy” i „Okno z widokiem na park”.

 

Mimo tego wszystkiego więcej w tych opowiadaniach pytań niż odpowiedzi, więcej bojaźni i strachu niż odwagi. Przełamywanie barier nie zawsze się udaje i – z zachowaniem proporcji i kunsztu pisarskiego – trochę przypomina wczesne opowiadania Gézy Csátha, który też zresztą napisał książkę o podobnie brzmiącym tytule „Bajki, które się nie kończą dobrze”.

 

Proza Kulikowskiego nie zaskakuje, ale daje nadzieję na kolejne ciekawe projekty. Swobodne pióro sprawia, że książkę czyta się jednym tchem a fragmenty „nic nie dziania się” nie nużą. Ja osobiście z wielką radością powitam kolejną książkę pisarza-włóczykija. Tak więc czekam na więcej, bowiem sądząc z dotychczasowej twórczości Igora Kulikowskiego, następna książka zapowiada się jeszcze ciekawiej.

Podziel się treścią artykułu z innymi:
Wyślij e-mail
KOMENTARZE (0)
Brak komentarzy
PODOBNE TEMATY
(na)RODZINY. IX edycja festiwalu „Opętani Literaturą”
Jakub Nowak, Maria Pakulnis, Kuba Sienkiewicz, Roch Sulima, Aga ...
Można już zgłaszać książki do IX edycji Nagrody Literackiej im. Witolda Gombrowicza
Można już przesyłać zgłoszenia do dziewiątej edycji Nagrody Literackiej ...
Wiedźmin: Oficjalna księga kucharska już dostępna!
CD PROJEKT RED we współpracy z Nerds' Kitchen Creations i wydawnictwem ...
Recenzja książki www.1944.waw.pl
Niedawno przeczytałem nową książkę Marcina Ciszewskiego pod adresowym ...