Chris Rock, gwiazda wyreżyserowanej przez Julie Delpy komedii „2 dni w Nowym Jorku”, przyznaje, że większą przyjemność sprawia mu oglądanie filmów Woody’ego Allena, niż produkowanych za grube miliony hollywoodzkich blockbusterów.
W wywiadzie udzielonym serwisowi The Huffington Post, Rock wyznał, że branża filmowa zwykła traktować go jako naśladowcę Eddiego Murphy’ego. Tymczasem aktor oponuje.
- Ja taki nie jestem. Jestem innym, bardziej wrażliwym typem człowieka. Wolę obejrzeć „2 dni w Nowym Jorku” lub „O północy w Paryżu” niż „Avengers”. To naprawdę nie jest moje kino.
„2 dni w Nowym Jorku” to owacyjnie przyjęta na festiwalu w Sundance kontynuacja „Dwóch dni w Paryżu”. Po rozstaniu z Jackiem, Marion (Julie Delpy) przenosi się do Nowego Jorku, gdzie, przygotowując wystawę swoich fotografii, poznaje słynnego prezentera radiowego Mingusa (Chris Rock). Wszystko zdaje się ich dzielić, ale to właśnie w ramionach obdarzonego wyjątkowo ciętym dowcipem gwiazdora eteru ponętna Francuzka znajdzie pocieszenie po miłosnym zawodzie. Ich sielankę zakłóci nagła wizyta ekscentrycznego ojca Marion (ojciec reżyserki Albert Delpy) i jej wiecznie niezaspokojonej seksualnie siostry. W dodatku, gdy pracami utalentowanej artystki zainteresuje się bogaty playboy (Vincent Gallo, nagrodzony na Festiwalu w Wenecji za kreację w „Essential Killing” Jerzego Skolimowskiego), nowojorski romans barwnej pary zamieni się w prawdziwą lawinę kulturowych i miłosnych nieporozumień. Film wejdzie na polskie ekrany 29 czerwca.