Szepty i krzyki, trzaski i szumy, jęki i śmiechy, cisza i hałas, układające się w częstotliwość. Rytm i metrum, melodia, harmonia, barwa, dynamika, agogika. Biorąc sobie głęboko do serca słowa autora pięciotomowego dzieła Gargantua i Pantagruel, księdza, satyryka i lekarza Francois Rabelais, natura nie znosi próżni, zaburzamy ciszę, niejako mimochodem roztaczając wokół aurę towarzyszącą naszemu wielkiemu Być Może. Fizycznie określona fala dźwiękowa, rozchodząc się promieniście, w określonym porządku, zdaje się nie nadążać za antropocentryzmem swojego źródła. Koncert na pogłaśnianie, potencjometry przekręcane do granic wytrzymałości, niemal do progu bólu. Skandowanie przeciwstawnych racji, przekrzykiwanie się, poziom wrzasku określający ważność wypowiedzi. Dziecko tupie i krzyczy ze złości, zapominając po co. Jednak czasami, kiedy trudno już znieść ciśnienie bodźców, jedyne na co ma się ochotę to krzyk pod wiaduktem kolejowym.
Klasyczny utwór, nie tylko muzyczny, bywa skonstruowany wokół kulminacji. Jednak po apogeum następuje perygeum. 14 listopada 2016 roku największy od 70 lat księżyc zawisł na niebie, wypełniając, niemal po brzegi, próżnię ciszy gwiazd. Pomimo niewielkiej w stosunku do ziemi masy trudno przecenić jego oddziaływanie. Jak w powieści Cień szansy Williama S. Burroughsa natura wariuje, ludzie popadają w obłęd, z puszki Pandory wypełzają zarazy, między zębami wyrastają włosy, a wody Morza Czerwonego występują z siebie. Chodzimy tyłem, mówimy wspak, biorąc czynny udział w wynalazku Peryklesa, głosujemy na idiotów.
Tańczymy jak nam zagra grecka bogini Selene - księżyc? Zaburzony rytm kroków, dysharmonia, dysonans, kakofonia, antagonizm. Pierwsza wystawa odbyła się w Składzie Solnym w Krakowie w 2016 roku pod tytułem Tak to to tak. Wizualne działania dźwiękonaśladowcze.