Rozmawiamy z Jackiem Boneckim – fotografem i popularyzatorem fotografii. Z wykształcenia jest operatorem filmowym, producentem telewizyjnym, dziennikarzem. Ma na swoim koncie nie tylko kilkaset produkcji telewizyjnych, ale także wiele wystaw fotograficznych w kraju i za granicą. Wykładał w szkołach fotograficznych w Polsce. Prowadzi warsztaty fotograficzne, które cieszą się dużym uznaniem wśród uczestników. Realizując swoją pasję podróżowania, odwiedził ponad sześćdziesiąt krajów na sześciu kontynentach.
W książce „Fotograf w podróży” porusza Pan temat obróbki graficznej, twierdzi Pan, że może być ona przyjacielem fotografa. Jednak co w sytuacji, kiedy program graficzny nadrabia braki fotografa? Czy warto poprawiać zdjęcia za wszelką cenę?
JACEK BONECKI: Zgodnie z tym co napisałem w książce, program graficzny może być przyjacielem, ale nie w takim rozumieniu, że zastąpi brak umiejętności fotografowania. Zastępuje oczywiście stosowaną kiedyś ciemnię analogową i w określonych ramach jego stosowanie jest wskazane, a nawet pożądane. Uważam, jednak że program graficzny powinien służyć jedynie do kosmetyki zdjęcia, dalej idąca ingerencja nie jest już edycją lecz grafiką komputerową. Jeśli nie zarejestrujemy niektórych parametrów na zdjęciu, w programie graficznym ich nie wyczarujemy, a każde próby ratowania nieudanego zdjęcia odbiją się niestety na jego finalnej jakości.
Niektóre zdjęcia w książce „Fotograf w podrozy” uchwyciły piękno, niektóre zaś – brzydotę. Co jest dla Pana ciekawsze – fotografowanie rzeczy pięknych i zachwycających, czy takich, które wydają się nieatrakcyjne na pierwszy rzut oka?
W moim pojęciu wszystko jest piękne, nawet to co na pozór wydaje się brzydkie. To kwestia postrzegania i interpretacji. Najciekawsze jest dla mnie fotografowanie tego co mnie otacza w sposób nietuzinkowy, tak aby finalne zdjęcie przekazywało jak najwięcej treści, opowiadało jakąś niesamowitą historię, wyróżniało się kompozycją, dobrym kadrem, wspaniałymi kolorami. Wielokrotnie zdarza mi się fotografować rzeczy pozornie brzydkie, ale staram się nie epatować brzydotą, tragedią, smutkiem. Kiedy jestem np. w slumsach i widzę przygnębiające sceny, nie próbuję za wszelką cenę przygnębiać widza ludzkim dramatem. Pokazuję wówczas kolor, pozytywne strony życia w takich miejscach. Fotografuję wesołe sceny, bawiące się dzieci, piękne krajobrazy.
Poznaliśmy Pana dwie wielkie pasje, które świetnie ze sobą współgrają – fotografowanie i podróże. Co jeszcze Pana pasjonuje? Czy jest to motoryzacja, skoro wybrał się Pan na Rajd Dakar?
Motoryzacja także jest moją pasją. Przez wiele lat byłem dziennikarzem motoryzacyjnym i fotografowałem bardzo często samochody. Ta pasja także skłoniła mnie do pojechania na mój pierwszy Dakar kilkanaście lat temu i jeżdżę tam do dziś. W tym roku w czerwcu ukaże się moja druga książka, która będzie właśnie opowiadała o Dakarze, w kontekście mojej wielkiej przygody fotograficznej. Pokażę w niej wiele niepublikowanych dotychczas zdjęć, również tych okołodaakarowych, które dla mnie są nawet ciekawsze niż te sportowe. Inną moją pasją jest też strzelectwo sportowe. Mam nawet niezłe osiągnięcia w tej dyscyplinie, ale przede wszystkim umiejętności zdobyte i szlifowane w strzelectwie bardzo pomagają mi w fotografii. Strzelając wyrabiam w sobie spokój, koordynację, statykę, a potem łatwiej mi robić zdjęcia np. z długim czasem otwarcia migawki.
Co jest konieczne, by zostać dobrym fotografem? Co liczy się bardziej - wrodzony talent czy wyuczone umiejętności?
Jedno i drugie. Nie ma dobrego fotografa bez talentu, a sam talent nie wystarczy do zrobienia dobrego technicznie zdjęcia. Technikę trzeba ćwiczyć latami, bo tylko ćwiczenia praktyczne prowadzą do perfekcji.
W książce „Fotograf w podróży” pisze Pan, że każde zdjęcie ma swoją historię. Które zdjęcie i która historia, jest Pańską ulubioną, najchętniej wspominaną?
Najchętniej wspominam historie zdjęć aktów, zwłaszcza te które robiłem w liceum, kiedy trzęsły mi się ręce i nogi, na widok moich koleżanek. Szkoda, że dotychczas ich nie publikowałem. A poważnie: wykonanie większości zdjęć wiąże się z dużym poświęceniem. Zrobienie doskonałych zdjęć wymaga zaangażowania, bo tylko w ten sposób może odróżnić się od tych, którzy tego wysiłku nie ponoszą. Trudno mi tu przytoczyć konkretną historię, bo było ich naprawdę wiele.
Wykonanie niektórych zdjęć wiąże się z dużym poświęceniem – trzeba się położyć w lodowatej wodzie, stać w deszczu czy na silnej wichurze. Jaki był Pański największy wysiłek, poświęcenie dla zdjęcia?
Takich historii było rzeczywiście dużo. Może takie najbardziej niebezpieczne to była np. wizyta w brazylijskich slumsach. Wiedziałem doskonale czym grozi pojawienie się tam, z aparatem fotograficznych w ręku, a mimo to nie mogłem odpuścić. Liczyłem na to, że uda mi się tam zobaczyć coś wyjątkowego. Odpuściłem, gdy przyłożono mi lufę do skroni i delikatnie mówiąc, wyprowadzono na zewnątrz. Wtedy byłem trochę młodszy, może mnie odpowiedzialny. Teraz raczej bym się na to nie zdobył. Innym razem chciałem sfotografować wpół zatopioną w jeziorze łódź. Zdjęcie które chciałem wykonać, wymagało zastosowania obiektywu szerokokątnego i fotografowania z bliska, więc wszedłem do tej lodowatej wody, a potem długo leczyłem przeziębienie. Uważam jednak, że nie było to żadne szczególne poświęcenie. Każdy dobry fotograf, szczególnie artysta poświęca się każdego dnia. Podobnie jest np. z fotografami przyrody, którzy wstają bladym świtem i koczują gdzieś w krzakach, czekając na zwierzęta.
Czy zabiera Pan ze sobą aparat wszędzie, czy może zdarza się Panu wyjść bez niego?
Tak jak wielokrotnie wspominałem w różnych publikacjach, aparat trzeba mieć ze sobą zawsze i wszędzie. Nigdy nie wiemy, kiedy spotkamy coś wyjątkowego, wartego uwiecznienia na zdjęciu. Ja staram się rzeczywiście wszędzie przemieszczać z chociaż niewielkim aparatem kompaktowym w kieszeni. Od jakiegoś czasu chętnie korzystam też z telefonu. Najnowsze modele smart fonów, mają już takie możliwości techniczne, że doskonale spędzają się w snap shotach.
Był Pan jedynym polskim fotografem akredytowanym na tegorocznym Rajdzie Dakar. Jak Pan wspomina tę przygodę?
Trudno mi powiedzieć czy byłem jedynym, być może był jeszcze ktoś, ale z pewnością jestem jedynym polskim fotografem, który uczestniczy w tym rajdzie właściwie rok rocznie. Mam wiele wspomnień związanych z tym wydarzeniem, nie tylko w tym roku, ale też w latach poprzednich. Dakar jest dla mnie co roku najważniejszym wydarzeniem i największą fotograficzną przygodą, dlatego pokusiłem się o napisanie książki na ten temat. Jak już wspomniałem, ukaże się w czerwcu tego roku. Serdecznie zapraszam do lektury.
Pańska książka to nie tylko piękny album i zapis doświadczeń, ale też mnóstwo wskazówek nie tylko dla profesjonalistów. Czy mógłby Pan podać trzy podstawowe wskazówki dla fotografów – amatorów?
Przede wszystkim fotografować dużo i nie bać się fotografować. Czasu aparatów na film minęły bezpowrotnie i nie musimy się już ograniczać. Poza tym zawsze radzę fotografować w trybach automatycznych, po to aby skupić sięna kadrze i łapaniu momentu, na nauce kiedy warto wyzwolić migawkę niż na szukaniu w wielu skomplikowanych parametrach. To przyjdzie później. I ostatnia rada: po każdej sesji czy plenerze radzę szczegółowo przeglądać zdjęcia, analizować je, najlepiej w większej grupie, poddawać po ocenę zdjęcia innym fotografom, wychwytywać błędy, eliminować je, dążyć do perfekcji. Sam wciąż to robię, mimo że mam już blisko trzydzieści lat praktyki.
Co Pan sądzi o możliwościach sprzętu, jakiego większość z nas używa na co dzień (telefony komórkowe, aparaty cyfrowe, proste lustrzanki)? Jak się nimi posługiwać, by za pomocą nieprofesjonalnego sprzętu uzyskać dobry efekt?
W chwili obecnej aparaty uznane za nieprofesjonalne potrafią więcej niż profesjonalne 10 lat temu. W moim mniemaniu profesjonalizm w sprzęcie to sprzęt niezawodny, posiadający możliwości pracy w każdych warunkach, wykonany z lepszych, lżejszych, szczelniejszych materiałów. Tym różni się od amatorskiego. Tymczasem w pracy fotografa nie sprzęt jest elementem najistotniejszym, tylko umiejętność postrzegania otaczającej rzeczywistości i dobrania takich parametrów technicznych, żeby zarejestrować dany temat lub w drugą stronę, sfotografowania motywu atrakcyjnie w taki sposób, na jaki pozwalają nam warunki techniczne sprzętu, którego używamy. Dla fotografa amatora różnica między obiektywem za 20 tys, czy za 2 tys. jest bez znaczenia. Jeśli nie potrafi fotografować prostym i tanim modelem, drogi, skomplikowany sprzęt w niczym mu nie pomoże. To nie aparat robi zdjęcia.
Być może ten wywiad czytają osoby, które chciałyby ze swojej pasji, jaką jest fotografowanie, uczynić pracę i źródło zarobku. Jakie miałby Pan dla nich wskazówki, jak zacząć?
To bardzo trudne pytanie i brzmi trochę tak jak gdybym miał podać receptę na sukces. Tymczasem ja sam wciąż nie czuję się spełniony i wciąż uważam, że daleko mi jeszcze do prawdziwego sukcesu. Na pewno determinacja i ciężka praca są ważne, ale kto wie czy łut szczęścia nie jest ważniejszy.