Wczoraj (10 października) zmarł jednym z najwybitniejszych polskich reżyserów teatralnych - Jerzy Jarocki, miłośnik klasyków: Mrożka, Gombrowicza czy Witkacego. Jego odejście jest dotkliwą stratą dla polskiej sztuki teatralnej i ciosem dla całego środowiska artystycznego. Artysta miał 83 lata.
Nie tak dawno, bo w styczniu odbierał on nagrodę Kreatora Kultury. Tytuł otrzymał za wiarę w teatr i inteligencję widzów, dla których tworzył. Wielokrotnie mierzył się z problemami współczesności realizując przy tym sztuki największych dramaturgów. Jako reżyser oszlifował bardzo wiele talentów aktorskich.
Urodził się w 1929 roku w Warszawie. Był absolwentem Wydziału Aktorskiego PWST w Krakowie, a także Wydziały Reżyserskiego GITIS w Moskwie. Jego debiutem stał się spektakl "Bal manekinów" (1957) Brunona Jasieńskiego wystawiony w Teatrze Śląskim w Katowicach. Życie zawodowe spędził na deskach głównie trzech scen: Teatru Starego w Krakowie, Teatru Polskiego we Wrocławiu, a od 2000 roku Teatru Narodowego w Warszawie. Realizował się również jako profesor Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Ludwika Solskiego w Krakowie. W 1994 roku został przyjęty w poczet członków Polskiej Akademii Umiejętności.
Jego kariera bazowała na stale powracającej twórczości polskich klasyków XX w., jak choćby Stanisława Ignacego Witkiewicza, Witolda Gombrowicza, Sławiomira Mrożka czy Tadeusza Różewicza. Do największych dzieł wyreżyserowanych przez Jarockiego, okrzykniętych arcydziełami geniuszu należą m.in.: "Ślub" Gombrowicza, "Wujaszek Wania" Czechowa, "Matka" Witkacego, "Pułaka" Różewicza czy "Tango" Mrożka. W ostatnim czasie pracował nad przedstawieniem "Węzłowisko" w Teatrze Narodowym.
Pomimo wieku i choroby serca reżyser do ostatnich chwil pozostawał aktywny zawodowo, a jego spektakle wciąż były pełne filozoficznej i przemyślanej ironii. Teatr polski utracił kolejny już filar podtrzymujący tradycję, oryginalność i głębię sztuki.