„Trzy małpy” Stephana Mendel-Enk’a to książka opowiadająca o rodzinie żydowskiej. Jak większość, nie jest idealna i dobrze wygląda jedynie na zdjęciu. Jednak te dwa zdania są proste w zrozumieniu, a książka już nie.
Pozycję dostałam od koleżanki. Gdy wzięłam ją do ręki, od razu zachwyciła mnie jej okładka, a tytuł zaintrygował. Pierwszy raz spotykam się z takim połączeniem –małpy i rodzina żydowska. A okładka? Menora ozdobiona liśćmi, gwiazdami, motylem-niecodzienne połączenie. Zanim zaczęłam czytać „zawartość” książki, przeczytałam jej opis. W skrócie opowiada o czasach, gdy w Izraelu wybucha pierwsze powstanie, gmina żydowska w Göteborgu rozpada się, a świadkiem tych wydarzeń jest trzynastoletni Jacob. Jego rodzice rozwodzą się, mama zamieszkuje z nowym mężem, a dziadkowie przestają się do siebie odzywać. Pomyślałam, że ta książka różni się od tych, które do tej pory czytałam, że w końcu przeczytam coś, co nie opisuje tragicznych losów Żydów. Nie ukrywam, że ucieszyłam się, gdy zobaczyłam opinie znajdujące się na okładce. Ich autorzy pisali, że jest przewrotna, komiczna, niejednoznaczna, przełamująca stereotypy. Po prostu „lekka”. Niestety zawiodłam się.
Czytając, wielokrotnie, mogłam przewidzieć co będzie dalej. Mimo, że jest to opowieść o zwykłej rodzinie żydowskiej, nie różni się niczym od historii rodzinnych, które nie raz oglądam w telewizji. Nie ma w niej nic zaskakującego, co odróżnia ją od innych. Dodatkowo historie były urwane, niedokończone. Nie mogłam znaleźć wątku dotyczącego rozpadu żydowskiej gminy w Göteborgu czy wybuchu intifady w Izraelu. Przeszkadzały mi słowa zapisane po hebrajsku czy w jidysz. Tłumaczenia były na końcu książki, ale szczerze, nie bardzo interesowało mnie ich znaczenie. Chciałam jak najszybciej skończyć czytać. Nie rozumiem też sensu wtrącania pojedynczych wyrazów do tekstu, który w całości pisany jest po polsku. Gdyby był to synonim do słowa, które już wcześniej było użyte, byłoby to zrozumiałe, a tak jest to irytujące. Ponad to cały czas szukałam tytułowych „trzech małp”. Zastanawiałam się dlaczego taki tytuł, dlaczego małpy i dlaczego taka ilość. Po długich przemyśleniach przyszedł mi do głowy pomysł - małpy w tytule mogą określać problemy o jakich mówi bohater, wszystkie są raczej błahe, głupie – właśnie jak małpy. A czemu trzy? Bo trzy pokolenia – chłopiec, rodzice, dziadkowie. Być może jest to trafne spostrzeżenie, być może nie.
Dla mnie całość jest nijaka, po prostu nudna. Jakbym czytała pamiętnik chłopca/mężczyzny (do końca nie byłam w stanie ocenić wieku), którego życie może nie należy do zwyczajnego, ale nie jest zaskakujące.
Czytając , przez cały czas zastanawiałam się czy jest sens kończyć książkę skoro i tak mogę zgadnąć co będzie dalej. Męczyłam się, ale może książka ma głębszy sens, którego ja nie mogłam odnaleźć. Jak dla mnie – wielkie rozczarowanie.
Artykuł pochodzi ze strony Stowarzyszenia Beit Lubsko - partnera portalu Kulturownia.pl