Wydawnictwo Prószyński i spółka od wielu lat przyzwyczaiło nas do wydawania książek popularno-naukowych na najwyższym poziomie. Po bestsellerowej „Błękitnej Kropce” i słynnej czarnej serii „Na ścieżkach nauki” do rąk czytelników trafia kolejna pozycja, mogąca zagościć na stałe w kanonie literatury popularnonaukowej. Tym razem jako część serii „Wiedza i Życie. Orbity nauki”.
Książka Johna Gribbina p.t.”Skąd się wziął kot Schrödingera. Geniusz z Wiednia i kwantowa rewolucja” to opowieść o człowieku, który w historii fizyki zasłynął z przeprowadzenia kultowego rozumowania myślowego na temat Kota i jego superpozycji kwantowej. Nie jest to jednak ani typowa biografia, ani podręcznik fizyki kwantowej. Dzięki temu można ją polecić z czystym sumieniem każdemu wielbicielowi obu rodzajów literatury.
Erwin Schrödinger nie był postacią tak popularną jak Albert Einstein, ale nie można też o nim powiedzieć, że był postacią nudną. Nietuzinkowa osobowość sprawiała, że budził kontrowersje od samego początku swojej kariery naukowej. Na spotkania naukowe, wykłady uniwersyteckie czy oficjalne uroczystości przychodził ubrany tak niedbale, że nieraz brano go za włóczęgę. Dodatkowo wysokie ego i ciągłe pragnienie zapewnienia spokojnego bytu swojej rodzinie powodowało, że nie był on naukowcem łatwym we współpracy.
Schrödinger był Austriakiem, co w okresie międzywojennym mogło oznaczać tylko jedno: wieczne kłopoty związane z płynącymi w różne strony prądami historii. Zaledwie skończyła się pierwsza wojna światowa a już trzeba przygotowywać się do drugiej. Nieświadomy swoich kroków nawiązał romans z ideologią faszystowską, chcąc za wszelką cenę pozostać w ojczyźnie i pracować bez zakłóceń. Niestety, na nic to się nie zdało. Musiał uciekać i przez Włochy trafił do Irlandii, gdzie miał spędzić kolejne 17 lat. Wędrówki naukowca są ciekawą częścią jego biografii, bowiem mając propozycje z całego świata, od Stanów Zjednoczonych aż po Danię wybrał on Dublin, gdzie mógł połączyć spełnienie naukowe z godziwymi zarobkami. A były one dla niego niezwykle ważne.
Książka podzielona jest na rozdziały mające odzwierciedlać poszczególne okresy życia naukowca. Jest to bardzo czytelny podział, jednakże fabuła nie zawsze prowadzona jest linearnie, dzięki czemu nie nuży. Historie z życia prywatnego przeplatane są opisami teorii naukowych, nad którymi Schrödinger spędził większą część swojego życia. Paradoksalnie, choć teoria o tzw. Kocie Schrödingera i dyskusje nad teorią kopenhaską są niezwykle ciekawe, to właśnie fragmenty mówiące o prywatnym życiu naukowca okazały się najbardziej interesującą częścią książki. A było ono dosyć zagmatwane. Erwin szybko się zakochiwał i nie stronił od częstych romansów. Liczne kontakty seksualne powodowały, że doczekał się kilkoro dzieci, każdego z inną kobietą. Co ciekawe, żona wiedziała o tym fakcie i nawet potrafiła mieszkać pod jednym dachem z kochanką męża. Z pewnością gdyby internet istniał przed II wojną światową, informacje o fizyku pojawiałyby się w każdym z plotkarskich portali.
Końcowe rozdziały książki, są już troszeczkę mniej pasjonujące. Opowiadają o schyłku kariery, kiedy to Schrödinger „odcinał kupony” od otrzymanej w roku 1933 Nagrody Nobla. Warto jednak je przeczytać, bo dowiemy się z nich, że osobliwy fizyk przez całe życie zastanawiał się nad sensem istnienia ludzkiego oraz teorią dziedziczenia. Doprowadziło to go do napisania pracy „Czym jest życie”. Książka ta stała się można powiedzieć dziełem życia profesora. Pozycja spotkała się z mieszanym przyjęciem, co spowodowało szeroką dyskusję w świecie nauki.
Autor w zgrabny sposób przeskakuje z tematów nauki na tematy osobiste. Jako specjalista i popularyzator fizyki kwantowej wie, jak trafić do czytelnika. Jedynym minusem książki – choć zrozumiałym są większe koszty druku – jest brak fotografii. Niewygodnie jest czytać o kimś i nie wiedzieć jak wygląda, lub jakie jest otoczenie, w którym żył. To jednak jedyny minus biografii, która miejmy nadzieje stanie się zaczynem do kolejnych wydawnictw Prószyńskiego. Już nie mogę się doczekać książek opowiadających o życiu i pracy Maxa Plancka czy Nielsa Bohra. Z książki „Skąd się wziął kot Schrödingera” wynika bowiem, że były to postaci nie mniej interesujące. Miejmy nadzieję, że oficyna nie poprzestanie na tej jednej pozycji. Popularyzowanie nauki bowiem zawsze było mocną stroną wydawnictwa i powinno być kontynuowane także w następnych latach. Czego sobie i wszystkim czytelnikom gorąco życzę.