Teatralne powroty do traumatycznych doświadczeń, w których obojętność gra tak samo ważną rolę jak agresja. Zakładanie strojów żydowskich, zabawa w komorze gazowej - czyli o Zagładzie i Teatrze oraz Teatrze i Zagładzie w polskiej monografii prof. Grzegorza Niziołka „Polski Teatr Zagłady”.
Teatr Śmierci w tytule, to oczywiście przywołana nazwa koncepcji teatralnej T. Kantora, w której to postacie zostają przywoływane przez artystę ze świata umarłych. Jarmarczni, śmieszni, nienaturalni, tworzący jedność z przedmiotami przychodzą z niepamięci w pamięć, by nieustannie powtarzać i uobecniać urwane przez czas sceny z życia. Książka prof. Grzegorza Niziołka to pierwsza publikacja, która podejmuje się szczegółowego opisania wzajemnej relacji między Zagładą i teatrem. Nie mamy tu jedynie do czynienia z drobiazgowym omawianiem spektakli, próbujących opisać doświadczenia żydowskiej eksterminacji. Teatralna nomenklatura używana przez wielu badaczy opisujących sytuację śmierci milionów Żydów, ma swoje uzasadnianie w całym psychologicznym i socjologicznym bagażu, jaki niosą ze sobą słowa „aktor”, „widownia”, „scena”. Próba odniesienia ich w omawiany obszar przy co ważne, zanalizowaniu całych socjologiczno-filozoficznych procesów dokonujących się w społeczeństwie ujawnia i uporządkowuje wiele nieznanych aspektów.
Refleksje autora w rozdziale „Teatr Gapiów”, omawiają kategorię bystanders – widza postronnego, czy jak nazwie go H. Arendt „widza głupiego”, który nie jest w stanie postawić się w miejscu drugiej osoby. Tą obojętność, przekładającą się na brak reakcji wobec bólu i cierpienia, podkreśla nam Hilbergowski trójkąt (sprawcy, ofiary, świadka) będący częstym punktem odniesienia autora przy omawianiu Zagłady i teatru. Wiele miejsca w monografii poświęcone zostało samemu widzowi – przyznam, są to momenty dla mnie najbardziej interesujące – dzięki czemu, otrzymujemy możliwość najgłębszego rozpoznania tego, co drzemie w jednostce.
Nieprzychylne recenzje pojawiające się po wielu spektaklach podejmujących tematy wojenne z lat 60. XX wieku, dają sposobność wyczucia społecznie panującej atmosfery wobec zdarzeń sprzed kilkunastu lat. Kategoria wyparcia i traumy, stawia zasadnicze pytanie o możliwość i sam sposób mówienia o Zagładzie. Czy efemeryczna sztuka teatru, jest w stanie pomieścić w sobie taką ilość emocji? Jakim językiem powinna się ona posługiwać?
W książce możemy wyróżnić pewne hasła klucze, którymi posługuje się autor. Bystanders, afekt, powtórzenie, widz, aktor, należą do części składowych prezentujących nam spektakle; od Wielkanocy w reż. Leona Schillera z 1946 r. aż po (A)pollonię w reż. Krzysztofa Warlikowskiego z 2009 roku. Wśród nich pojawia się oczywiście teatr T. Kantora i J. Grotowskiego, podczas których badania, jak stwierdza sam prof. Niziołek dokonuje się cały szereg odkryć interpretacyjnych. W żadnych dotąd czytanych publikacjach, nie odnalazłem takiego zatrzymania się nad pojawiającym się motywem Zagłady w Umarłej klasie i Akropolis. Dokonująca się powolna destrukcja w tychże spektaklach, to coś więcej niż tylko dobra gra aktorska. Wybuchy energii postaci podkreślają wszelkie natręctwa będące przejściem na grunt afektywnych działań. W ten sposób zostają przywoływane na sam środek sceny nie tyle wydarzenia, ile związane z nimi emocje, które na samym początku Akropolis nakazują odebrać Bogu jego dotychczasową rolę obrońcy i wspomożyciela. Kategoryzacja przedstawienia społeczności żydowskiej w spektaklach, jest niezwykle trudna. Podobnie jak w dramacie Żyd A. Pałygi, roztacza się tu konfrontacja między schematami, a człowiekiem. Co ważne, sam Żyd jest przykładem w polskiej kulturze Simmelowskiego obcego; kogoś z wewnątrz, z którym nie potrafimy nawiązać komunikacji.
Przechodzenie z niewidzialności w widzialność w polskim teatrze Zagłady, ujawnia się najczęściej przez brak jednoznacznych reprezentacji. Nie musi się tutaj (a może nawet nie powinna?) dokonywać dokumentalny zapis historyczny. Jak przytacza autor słowa Freuda:
„Widzenie jest związane z pragnieniem i jego blokadami – to jego główna teza. To, co zostaje nam pokazane w widowisku histerycznym, zmierza zarówno do ujawnienia, jak i odkrycia swojego sensu. To, co widoczne, nie zawsze jest widziane. A to, co widziane, nie zawsze znajduje się faktycznie w polu widzialności”[1]
Na poszerzenie refleksji pojawiających się w samej książce, potrzeba chyba jeszcze co najmniej kilkunastu lat. Nie wiemy przecież, czy kiedykolwiek nadejdzie czas na przepracowanie w sobie traumy Zagłady. Choć od powstania pierwszych hitlerowskich obozów koncentracyjnych mija już ponad osiemdziesiąt lat, to w polskim teatrze nadal tworzone są i będą pisane takie dramaty jak: Nasza Klasa T. Słobodzianka oraz przywołany wcześniej dramat A. Pałygi. Możemy się zastanawiać, czy dokonujący się w tym temacie proces jest rytualnym oczyszczeniem przestrzeni polskiej doliny Jozafata, czy bardziej aspiracją do mówienia o Zagładzie w ramach uniwersalistycznej kategorii etyki i ludobójstwa?
[1] Grzegorz Niziołek: Polski teatr Zagłady, Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2013, str.119.
Artykuł pochodzi ze strony Stowarzyszenia Beit Lubsko - partnera portalu Kulturownia.pl