Wykorzystujemy pliki cookies do poprawnego działania serwisu internetowego, oraz ulepszania jego funkcjonowania. Można zablokować zapisywanie cookies, zmieniając ustawienia przeglądarki internetowej.
Data publikacji: 01.07.2014 A A A
Kupa kultury
WALDEMAR KUGLER
Materiał prasowy

Leszek Bugajski, jeżeli wierzyć okładce i reklamom „Kupy kultury”, wydaje się być kulturowym guru lub co najmniej alfą i omegą. Chwali go Janusz Głowacki („Mijają lata a Leszek Bugajski ciągle pisze i błyskotliwie, i mądrze”) i Andrzej Mleczko („Mogę autorytatywnie stwierdzić , że Leszek cały czas się rozwija. Szkoda tylko, że polska kultura się zwija”). On sam odpłaca się wyżej wymienionym tym samym, stawiając ich za wzór osób trzymających poziom  w tyglu polskiej kultury, pełnej sezonowych gwiazdek i pop- kulturalnej papki. Zresztą, czytając eseje Bugajskiego  odczuwamy dysonans, rozdwojenie jaźni. Czy autor jest zwolennikiem ciągłej tak zwanej kultury masowej, czy czuje się w obowiązku piętnować jej wady? Po przeczytaniu książki, nie jestem ani bliżej, ani dalej odpowiedzi. Ale to paradoksalnie może być zaleta, nie wada. Książka otwiera umysły, nie ma ambicji porządkowania wiedzy i otaczającego świata, pozwala zostawić czytelnika z wieloma pytaniami i rozważaniami.


Bugajski, jak na współczesnego krytyka przystaje, ocenia produkty kultury masowej, programy telewizyjne, filmy, książki i wydarzenia artystyczne. Pełno w esejach odniesień do tych najbardziej współczesnych historii. Autor wypowiada się na tematy równie osobliwe jak gender czy postać Trybsona z „Ekipy z Warszawy”. Daje wyraz swojej aprobacie dla najnowszej książki Myśliwskiego a zaraz po chwili gani telewizję za nadmierną komercjalizację . I jak każdy konsument kultury ma do tego pełne prawo. Bugajski jako osoba przez wiele lat związana z kulturą wyjątkowo blisko ma takie prawo chyba jeszcze większe. Pracował w kilkunastu czasopismach, pisywał do kilkudziesięciu, obecnie współpracuje z Twórczością oraz działem kultury w Newsweeku. A mimo tego z pewnym przymrużeniem oka przyznając się do bycia wielbicielem gry aktorskiej Jasona Stathama daje dowód, że sam nie stał się jednym z tych komentatorów, którzy pikietują pod spiżowymi pomnikami. Ot, taka sprzeczność w jednej osobie. Sprzeczności u autora jest więcej. Z jednej strony swoje przeżył, swoje widział, z drugiej natomiast jest ciekawy otaczającego go, kulturalnego świata. Ma swoje lata a wciąż z dziecięcą czasem naiwnością dziwi się pędowi otaczającego świata. W innym miejscu burzy się na powszechne zidiocenie języka, po niedługim czasie zaś sam używa zwrotów typu „nie będę ściemniał”. Czytelnik popada w małą konsternację. Czy bierze udział w jakiejś grze czy daje się prowadzić autorowi na manowce? A Może sam autor nie jest taki konserwatywny jakim wydaje się czasem na kartach swojej książki być?

 

Nietrafionym pomysłem, było nadanie książce struktury rozdziałów rozpoczynających się od ułożonych alfabetycznie haseł. Nawet sam autor przyznaje, że zrobił to bardziej „dla zabawy zresztą, niż z jakiejś istotnej potrzeby”. Niektóre z rozdziałów wydają się być tytułowane na siłę, choć traktują o ciekawych i wciągających tematach. Niesamowite dla czytelnika jest to, że mając w dłoni książkę zagłębia się w tematy o których jeszcze parę dni temu dyskutował z w gronie znajomych lub rodziny.  Jest wspomniany wcześniej Grybson, błyskotliwa kariera Justina Biebera, analiza fenomenu portalu demotywatory.pl czy pastwienie się nad „50 twarzami Greya”. Bugajski żongluje tematami, miesza w kotle tzw.kulturę wysoką z tą popularną. Nie robi tego jednak w sposób nachalny, nie stawia pomiędzy nimi żadnych murów, nie odgradza granicą. Z należytym szacunkiem pisze o Beatlesach, co ciekawe poświęcając większość wypowiedzi wiecznie niedocenianemu Ringo. Cytuje Gaussa i Maraiego, wielkich myślicieli europejskich XX wieku zestawiając ich w jednym rozdziale z lekkimi książkami o Toskanii dla gospodyń domowych.

 

Szczególnie ciekawy i wciągający jest rozdział ”Opresja” w którym autor  przybliża historię tytoniu i nikotynowego nałogu na tle kultury XX wiecznej i nie tylko. Począwszy od filmów a skończywszy malarstwie nie tyle analizuje fenomen nikotyny o ile snuje opowieść puszczając do czytelnika oko, jakby chciał zapytać ”a Ty, jakie masz na ten temat zdanie?”. Nie zawsze trzeba się z Leszkiem Bugajskim zgadzać, ale na pewno warto poznać jego opinię.  Z jego wypowiedzi wyczuwa się dystans do niektórych spraw, ale nie czuć zupełnie dystansu poznawczego. Autor czerpie z współczesnej kultury pełnymi garściami, nie wzbrania się przed nią – ot tylko czasem kąśliwie, jak to on potrafi, skomentuje wydarzenie, które nie zdobyło jego aprobaty. A bierze na warsztat wszystko po kolei, nie robi wstępnej selekcji, rzuca swoje eseistyczne ziarno na każdą glebę. Staje w szranki z tematem Chrystusa (oczywiście w kontekście kultury) a zaraz po tym przybliża czytelnikowi postać i misję Michaliny Wisłockiej, naczelnej edukatorki seksualnej czasów PRL-u.

 

Bugajskiego czyta się bardzo dobrze. W swoich esejach dawkuje on zarówno zdrowy rozsądek oraz powściągliwość w osądach jak i nadmierny zachwyt. Jak możemy przeczytać na okładce książki, co nam w takim razie pozostaje? „czujność, w gruncie rzeczy bezcelowa, śmiech przez łzy, wymazywanie strachu…a popkultura nam gra do końca, jak orkiestra na Titanicu.”

Podziel się treścią artykułu z innymi:
Wyślij e-mail
KOMENTARZE (0)
Brak komentarzy
PODOBNE TEMATY
Wiatr: Zasypie wszystko, zawieje... /recenzja/
59. edycję Krakowskiego Festiwalu Filmowego otworzyła premiera ...
Wojna polsko- ruska: Nie ma róży bez ognia /recenzja spektaklu/
Bez Silnego? Bez osiedla? Bez… facetów? Spektakl Pawła Świątka ...
Bohemian Rhapsody: Królowa była tylko jedna /recenzja filmu/
Bizancjum Jej Królewskiej Mości ocalone, ale chyba zbyt wielkim ...
Akademia Pana Kleksa w Teatrze Nowym w Krakowie: Witajcie w nowej bajce /recenzja spektaklu/
Pan Kleks znowu wystrzelił w kosmos, nabrał kolorów i ogłasza ...