Jak opowiadać o Zagładzie to wprost, pozbawionym ozdobników i eufemizmów językiem, którego szczerość i brutalność oddaje to, co w obozach śmierci naprawdę się działo. Przykładem historii napisanej w taki sposób jest książka Jechiela Rajchmana „Ocalałem z Treblinki”. Wspomnienia autora dotyczą jego losów w latach 1942-1943, podczas których przebywał w Vernichtungslager Treblinka.
Większość osób przewiezionych do Treblinki zabijana była w przeciągu kilku godzin, i choć niekoniecznie całkowite ocalenie związane z wolnością, to szansa na przetrwanie i ocalenie od śmierci Rajchmana rozpoczęły się już na samym początku. Po wstępnej selekcji przez rok udało mu się przeżyć, lecz musiał pracować przy sortowaniu odzieży ofiar komór gazowych, jako tragarz zwłok czy „dentysta” wyrywający złote zęby zwłokom. Ocalał dzięki podjęciu powstania w Treblince, w 1943 roku i należał do grupy pięćdziesięciu siedmiu osób, którym udało się przeżyć. Relacja autora kończy się na wojennym pobycie w Warszawie, polecam doczytać również posłowie, w którym zawarto szczegółowe dane związane z życiem Rajchmana.
Fenomen tej pozycji to losy ocalałego z Zagłady, ale napisane we wprost dziewiętnastowiecznym nurcie naturalizmu. Skrupulatnie oddane okrucieństwo, najmniejsze detale przeżywanej codziennie katorgi i walki z rzeczywistością sprawiają, że nawet na moment nie można oderwać się od zbrodni i zadawanego bólu. Opisane przez autora bestialstwa dotyczące nazistów, jak również pozbawienie jakiejkolwiek kontroli nad własnym postępowaniem więźniów powodują dreszcze. Rajchman stał się świadkiem śmierci tysięcy ludzi, którym kolejno w przeciągu roku musiał obcinać włosy, sortować pozostawione przez nich ubrania, a później transportować zwłoki, wyrywać złote zęby, by dalej spalać i rozgniatać ich kości. W opowieści nie ma miejsca na refleksje, wspomnienia, emocje czy wrażliwość, to skrupulatnie i do najmniejszego detalu opisana rzeczywistość funkcjonowania machiny obozu. Czytanie przypomina błyskawicznie zmieniające się klisze wspomnień, na których można ujrzeć wyłącznie sceny okrucieństwa.
„Ocalałem z Treblinki” wyróżnia się sposobem spojrzenia na wspomnienia i ich selekcjonowanie. W znanych mi pozycjach biograficznych autorzy przypominają sobie detale wyglądu baraków, opisują życie codzienne, racje żywieniowe czy choroby panujące w obozie. U Rajchmana to wyłącznie wywołująca ból przeszłość. Z jednej strony pozwala to na spojrzenie wyłącznie w kategoriach fizycznego i psychicznego cierpienia, z drugiej zaś pozbawia odbiorcę szerszej perspektywy i kontekstu. Niemniej jednak lekturę tej pozycji zaliczam do najważniejszych biografii związanych z Zagładą. Z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim, choć warto od początku przygotować się na wielogodzinną walkę z myślami po jej odłożeniu.
Artykuł pochodzi ze strony Stowarzyszenia Beit Lubsko - partnera portalu Kulturownia.pl