Historia Żydów polskich nie jest mi obca, byłam pewna, że o historii warszawskiego getta wiem naprawdę wiele. Lektura książki Samuela D. Kassowa rzuciła nowe światło na moją dotychczasową wiedzę i rozbudziła ciekawość do dalszego zgłębiania historii „żydowskiej dzielnicy”. Z pewnością jedną z przyczyn wyboru tej pozycji były prowadzone w tym roku prace archeologiczne w poszukiwaniu archiwum Bundu. Postać Emanuela Ringelbluma wzbudza kontrowersje, lecz jego dorobek w oczywisty sposób wpłynął na współczesne postrzeganie przeszłości warszawskiego getta.
Początkowe rozdziały lektury to rys psychologiczno-biograficzny Emanuela Ringelbluma. Autor analizuje jego życie od najmłodszych lat, by zilustrować jego przekonania i wartości w dorosłym życiu. Historyk urodził się w 1900 roku w Buczaczu, choć już w 1912 zamieszkał z rodziną w Nowym Sączu. Po zdaniu egzaminu maturalnego i studiach na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu Warszawskiego uzyskał stopień doktora. Ringelblum niewątpliwie był społecznikiem. Współredagował czasopismo naukowe „JungerHistoriker”, współpracował z Żydowskim Instytutem Naukowym w Wilnie (JIWO), Centralną Żydowską Organizacją Szkolną (CISZO), Centralą Kas Bezprocentowych (Cekabe). Jego publikacje naukowe nie zawsze spotykały się z aprobatą środowiska żydowskiego. Zainteresowanie budziły relacje polsko-żydowskie, podejmował się analizy wielopłaszczyznowości i wielowątkowości stosunków między oboma narodami. Doceniał budujące momenty wspólnej historii, ale nie pozostawał obojętny na wzajemne uprzedzenia i niechęć. Już w 1938 roku podejmował się, jak sam określał, nowoczesnej filantropii. Jako wysłannik z ramienia Jointu kierował pomocą dla uchodźców wysiedlonych z terenów III Rzeszy. Także podczas działań wojennych twierdził, że nie każdy może wyjechać i dokładał wszelkich starań, by docierać z pomocą do społeczności żydowskiej. W 1942 roku jako członek Komitetu Antyfaszystowskiego brał udział w tworzeniu Żydowskiej Organizacji Bojowej. Jako pedagog i historyk Ringelblum wiedział, jak istotne może okazać się dokumentowanie codzienności w getcie. Stał się inicjatorem powstania tajnego Archiwum Getta, funkcjonującego jako Oneg Szabat (Radość Soboty). W kronikarskim centrum gromadził pamiętniki, prace historyczne i ekonomiczne, periodyki, grafiki, obrazy oraz własne eseje. Podczas rozpoczętej w 1942 roku likwidacji getta historyk zatrudniony był w zakładach stolarskich, by uniknąć wywiezienia do obozu zagłady w Treblince. Dorobek Oneg Szabat został ukryty w bańkach na mleko i skrzynkach zakopanych w piwnicy budynku przy ulicy Nowolipki 68. W 1943 roku Ringelblum trafił do obozu pracy w Trawnikach, gdzie spędził kilka miesięcy, bowiem dzięki Radzie Pomocy Żydom jako kolejarz został przewieziony do Warszawy. Do marca 1944 roku ukrywał się w schronie wraz z rodziną i innymi osobami. W marcu schronienie zostało odkryte, wszyscy w nim przebywający przewiezieni zostali na Pawiak i rozstrzelani.
Chciałabym zwrócić uwagę na samą organizację Oneg Szabat, ponieważ autor przybliża sylwetki i dorobek wielu postaci ją tworzących. W judaizmie imię ma ogromne znaczenie, odniosłam wrażenie, że dla Ringelbluma istotne było zapamiętanie wszystkich właśnie z imienia i nazwiska, czego dochował również Samuel D. Kassow. Wielu współcześnie żyjących, zwłaszcza młodych ludzi sądzi, że Żydzi zostali stłoczeni w gettach, po czym bezwiednie, niczym masa, pozwolili prowadzić „na rzeź” w obozach Zagłady. Niewielu zdaje się pamiętać czy może raczej wiedzieć o powstaniu w getcie (1943). O Irenie Sendlerowej stworzono filmy dokumentalne, więc pozostaje kojarzona. O Anielewiczu, Edelmanie, nie mówiąc już o Ringelblumie zdają się pamiętać tylko zainteresowani. A przecież nie o to walczył Oneg Szabat… Dorobek organizacji, który znany jest dziś jako Archwium Ringelbluma to ponad 35 tysięcy stron, które świadczą o życiu Żydów w okupowanej stolicy. Materiały gromadzono od września 1939 roku do lutego 1943 roku. Już podczas pomocy udzielanej w Zbąszyniu Ringelblum zdawał się wiedzieć, jak ważne staną się relacje naocznych świadków, z którymi wówczas rozmawiał. Wtedy spotkał się z pierwszymi negatywnymi komentarzami współpracowników, którzy zupełnie nie zrozumieli sensu jego działania. Na szczęście w Warszawie znaleźli się ludzie, którzy podzielili ideę historyka. W listopadzie 1940 roku założyli Oneg Szabat, w nawiązaniu do dni tajnych spotkań. Ringelblum łączył ludzi o różniej przeszłości i poglądach:
„Przez długie miesiące siedzieli przy jednym stole: pobożny rabin Huberband obok lewicowego poalejsyjonisty- HerszaWassera i ogólnego syjonisty- Abrahama Lewina”.
Do grona współpracowników organizacji należeli również m.in.: pedagog Elisza Gutkowski, pisarz Ferenc Opoczyński, społecznik IcchakGiterman. Kronikarz zdawał się myśleć o każdej dziedzinie życia w getcie, interesował go każdy, nawet najmniejszy skrawek, który może przenieść wiedzę. Fenomenem stało się spisywanie przez mieszkańców getta relacji z życia codziennego. Zjawisko, jak zauważył twórca Oneg Szabat, stało się wręcz masowe i dotyczyło każdej grupy wiekowej. Gromadzenie materiałów nie odbywało się bezwiednie, wywiady czy reportaże bywały zlecane, organizowane były konkursy na wypracowania dla dzieci. Świadomie usiłowano zawalczyć o pamięć wielu zagadnień. Oneg Szabat po pierwszych wzmiankach o masowych mordach na Żydach postawił sobie za cel zaalarmowanie rządu londyńskiego oraz międzynarodowej opinii publicznej, współpracował choćby z Janem Karskim. Podjęte działania nie zagwarantowały jednak interwencji aliantów. W trakcie tzw. Wielkiej Akcji, mimo ubywającej liczby pracowników prace kronikarskie nie zostały zawieszone. Wojnę przetrwało jedynie dwoje członków organizacji: Rachela Auerbach i HerszWasser. Przyczynili się do odnalezienia pierwszej części Archiwum w 1946 roku. Natomiast drugą napotkano przypadkowo w 1950 roku. Do trzeciej wciąż nie udało się dotrzeć. Archiwum Ringelbluma stanowi jeden z najważniejszych dokumentów wpisanych na Listę „Pamięć Świata” stworzoną przez UNESCO.
W „Kto napisze naszą historię” uwagę czytelnika przykuwa tytuł, który zdaje się być wołaniem, pełnym bólu i cierpienia zapytaniem pozostawionym bez odpowiedzi. Autor zręcznie przedstawia życie społeczności żydowskiej przed wojną, jak i w jej trakcie. Pierwsze rozdziały poświęcone zostały postaci samego Ringelbluma. Przyznam, że biograficzne ujęcie i naukowy język tworzący rys historyka nie wzbudziły mojego zainteresowania. Zbyt szerokie opisy politycznych zawiłości między Bundem, Poalej Syjon i wreszcie Poalej Syjon-Lewicy, uważam za zbędne i nie związane bezpośrednio z Ringelblumem. Natomiast dalsze opisy dotyczące pierwszych publikacji i tworzenia Oneg Szabat należą do najciekawszych fragmentów pozycji. Z pewnością do pozytywnych stron lektury zaliczyć można wszechstronność i całkowity obiektywizm autora. Kassow nie mitologizuje postaw środowiska żydowskiego ani samego Ringelbluma. Cytowane materiały, opisy wydarzeń pozwalają czytelnikowi na samodzielną ocenę i zaangażowanie według wrażliwości. Odniosłam wrażenie, że pierwsza część treści pozostaje niewspółmiernie mniej ciekawa i trudniejsza w porównaniu z drugą.
Książkę Samuela D. Kassowa jako całościowe studium historii warszawskiego getta oceniam bardzo dobrze. Szeroka biografia Ringelbluma pozwala zrozumieć niemalże każde zachowanie tej postaci. Na uwagę zasługuje także opis działalności Oneg Szabat i materiałów składających się na Archiwum Ringelbluma. Jednakże często zbyt naukowy, wpadający w jednostajność język sprawia, że czytelnik koncentruje się na mniej istotnych aspektach lektury.
Po godzinach spędzonych na czytaniu książki Kassowa długo towarzyszyło mi tytułowe pytanie: Kto napisze naszą historię? Jak upamiętniana jest historia Żydów w Polsce? Odejście sąsiadów, którego Polacy byli świadkami pozostawiło dziurę w tożsamości, która zaczyna się powoli zmniejszać. Organizowane są festiwale kultury żydowskiej, wznoszone pomniki ofiar i ratujących w czasie Holokaustu, mnożyć można instytuty i muzea gromadzące dokumenty zachowujące pamięć o przeszłości. Wystarczy jednak opuścić większe metropolie, by na terenie kraju odnaleźć rozkradane kirkuty, macewy „zdobiące” ogródkowe pejzaże czy antysemickie hasła na murach. Czy na takiej pamięci zależało członkom Oneg Szabat? Wątpię.
Artykuł pochodzi ze strony Stowarzyszenia Beit Lubsko - partnera portalu Kulturownia.pl