fot. Łukasz Badula
Laureat Paszportu Polityki - Michał Borczuch kreuje świat intymnych wyznań o rozchwianej i cząstkowej formie. "Czarne papugi" są mroczną wyprawą do świata osób chorych na schizofrenię. Bez podziału na scenę i publiczność.
Można siedzieć, kucać, leżeć, spacerować, być tak blisko aktorów, jak tylko się da. Choć w tym przypadku trudno mówić o tradycyjnej obsadzie. "Czarne papugi" to spektakl bez jednej, centralnej przestrzeni scenicznej i dramaturgicznie rozpisanych ról. Aktorzy są tu prędzej koordynatorami wycieczki poznawczej niż odtwórcami konkretnych postaci. Z podświetlonymi daszkami na głowie, zasiadają w pierwszym rzędzie widowni i uczestniczą w projekcji filmowej. Komentują akcję, markują działania kręcącej wideo ekipy, wreszcie podejmują trud aktorskiego odtworzenia zarejestrowanych w obrazie wyznań i emocji. Wchodzą wówczas między publiczność. Dystans znika, a pogrążona w ciemnościach przestrzeń sali potęguje wrażenie wewnętrznego kosmosu.
Badania terenowe ze schizofrenii
Kwestii "odgrywania" (by nie napisać udawania) została poświęcona spora część spektaklu w reżyserii Michała Borczucha. "Czarne papugi" za punkt wyjścia obierają bowiem sam proces przygotowywania spektaklu - "badania terenowe" na terenie szpitala i psychologiczne warsztaty z udziałem byłych pacjentów. W przedstawieniu da się odczuć swoiste napięcie między tym, co przeżyte i doświadczone a tym, co inscenizowane na oczach widza. To kwestia istotna ze względu na tematykę całości, związaną z przeżyciami osób chorych na schizofrenię.
Najnowsza produkcja Borczucha, powstała tuż po nagrodzonym m.in. Paszportem Polityki "Wszystko o mojej matce". Miłośnicy tamtego spektaklu mogą być jednak "Czarnymi papugami" mocno zaskoczeni. Raz ze względu na wspomnianą formę przedstawienia, rozgrywanego wśród publiczności i bez wyraźnie wytyczonych granic między dokumentacją a fikcją, dwa - z powodu podejścia reżysera do tematu. Zamiast osobistej tonacji i wzmacniającego ją scenograficznego wyobcowania, jest polifoniczna struktura "my" oraz kondensacja przestrzeni. Sala krakowskiego MOS-u jest wypełniona ekranami projekcyjnymi i ławkami. Jakby chodziło o instalację typu site-specific, a nie przedstawienie teatralne.
Dwie prawdy
Taki dobór środków wyrazu może dziwić, ale jest logicznym kontekstem wspomnianego tematu wyjściowego sztuki. Tematu w pewien sposób do wcześniejszych poszukiwań reżysera z zakresu scenicznej transgresji. Tak jak w pamiętnym "Paradiso", Borczuch w "Czarnych papugach" oddaje głos osobom, jeśli nie wykluczonym z życia społecznego, to na pewno przez swoją przypadłość stygmatyzowanym. Zderza ich doświadczenie z praktyką profesjonalnych aktorów, koncentruje uwagę na granicy między prawdą przeżycia a jego scenicznym przetworzeniem; prawdą psychologii i fizjologii a prawdą przedstawienia.
"Czarne papugi" z jednej strony bazują na poetyckim tekście Alejandro Moreno Jashésa, z drugiej - są zapisem współpracy z artystami- schizofrenikami. Zapisem, który mocno respektuje wyjątkowość ich przeżyć. Współczesna kultura nierzadko pasożytuje na schizofrenicznych stanach, ale Borczuch odwraca perspektywę. Stara się zrozumieć zjawisko bez logocentrycznego uporządkowania, kategoryzowania lub eskalowania psychozy.
Po omacku
Wspomniana relacja aktor- pacjent to poruszanie się obsady dosłownie i w przenośni po omacku. W scenicznym strumieniu świadomości pojawią się różne, często walczące ze sobą głosy. Walkę toczy również obsada, starając się oswoić rozmaite aspekty psychicznej choroby. Kulminacyjnym momentem tej "negocjacji" będzie oczywiście konfrontacja z "atakiem".
Wędrówka po dokumentalnych zapisach wideo (rejestrowanych w autentycznym szpitalu) i aktorskich sekwencjach na żywo, obfituje we fragmenty o hipnotycznej sile. Tak jest z nastrojową sceną teatru cieni czy przejmującą inscenizacją wspomnianego "ataku". Ciekawie prezentuje się (odpowiednio mroczna) ścieżka dźwiękowa autorstwa Bartosza Dziadosza, wzbogacona dostojnym brzmieniem obecnych na scenie kościelnych organów. W pewnym momencie Borczuch pozwala sobie i na popkulturowy wtręt pod postacią "Unfinished Sympathy" Massive Attack. W krótkiej wariacji słynnego teledysku kamera nie tyle śledzi, co ściga samotną bohaterkę.
Sztuczne leki nie istnieją
To wszystko dzieje się w, dość krótkim jak na dokonania reżysera, ciągu 75 minut. Borczuch ma chyba świadomość tego, iż w konfrontacji z tak złożonym tematem stoi na przegranej pozycji. I nie ma sensu przesadnie nadbudowywać teatralnej formy.
Schizofrenii tak łatwo nie da się przecież odegrać, ani zasymulować na scenie. Siła wyobraźni niekoniecznie pozwala przeniknąć daną tożsamość; wejść w czyjąś skórę, ubrać czyjeś buty, oddychać czyimś przyspieszonym oddechem. Nie ma sztucznych leków - instruuje aktorkę lekarka ze szpitala. W konfrontacji z mrokiem nawet placebo może powodować skutki uboczne.
Premiera spektaklu odbyła się 16 maja w Małopolskim Ogrodzie Sztuki.
Czarne papugi
Obsada: Dominika Biernat (gościnnie)- Pola Błasik- Lidia Bogaczówna- Natalia Strzelecka- Karol Kubasiewicz- Iwona Budner (gościnnie)- Krzysztof Piątkowski- Rafał Szumera- Monika Niemczyk (video)
Autor: Alejandro Moreno Jashés, Reżyseria: Michał Borczuch, Dramaturgia: Tomasz Śpiewak, Scenografia i kostiumy: Dorota Nawrot, Muzyka: Bartosz Dziadosz, Reżyseria świateł: Jaqueline Sobiszewski, Multimedia: Michał Dobrucki, Konsultant merytoryczny projektu: Magdalena Kownacka, Producent: Dorota Grzywacz- Kmieć