Café de Flore to niezwykła opowieść o pokrewieństwie dusz, o przeznaczeniu i rozpoznaniu.
To film nieoczywisty, składa się z historii które łączy tylko piosenka. Jest więc obraz współczesny – Antoine (Kevin Parent) – spełniony didżej, mąż pięknej kobiety, ojciec dwóch córek. Obok w Paryżu lat sześćdziesiątych przychodzi na świat dziecko z zespołem Downa. Podczas, kiedy muzyk oddala się od rodziny, kiedy jego małżeństwo przechodzi kryzys, matka (Vanessa Paradis) chłopca chorego na mongolizm, walczy z całym światem, by wychować syna.
Café de Flore pokazuje, jak wyjątkowym uczuciem jest miłość. Pierwszy rodzaj, to miłość między kobietą a mężczyzną. Antoine i Carole to para jeszcze z czasów liceum. Razem po raz pierwszy spróbowali miłości i ta miłość zawiodła ich do miejsca, gdzie aktualnie się znajdują, tworząc względnie szczęśliwą rodzinę, wychowując dzieci. Wydawać by się mogło, że są ze sobą od zawsze i na zawsze, że nikt, ani nic nie może ich rozdzielić.
Antoine spotyka jednak Rose, która jest jak przebudzenie. To fakt o tyle szokujący, że przecież małżeństwo bohatera nie jest przypadkowe, że z żoną łączy go miłość dojrzała i prawdziwa. Młoda blondynka sprawia jednak, że mężczyzna wyrzeka się całego dotychczasowego życia, obietnic i zobowiązań, by na przekór całemu światu być przy niej. Na jednej z rodzinnych uroczystości, przytulony do niej w tańcu mówi, że kocha ją kiedy ta pachnie kawą, że chce być przy niej nawet wtedy, kiedy jej włosy zatykają odpływ w wannie, to oryginalne wyznanie poprzedza oświadczyny. Uderzające jest to, że między małżonkami nie ma kłótni, kłamstw, tajemnic. Kiedy Antoine wyprowadza się do kochanki, Carole lunatykuje, płacze i cierpi w samotności, w pewien niewytłumaczalny sposób, przeczuwa jednak, że to nie kryzys wieku średniego pchnął męża w ramiona innej, że tamtych dwoje przyciąga do siebie jakaś dziwna siła. Porzucona kobieta nie jest w stanie nawet nienawidzić tej, która odebrała jej ukochanego.
Drugi rodzaj miłości to miłość matki do dziecka – miłość bezwarunkowa. Jacquline podporządkowuje całe życie, poświęca wszystko swojemu choremu na zespół Downa synowi. Karmi dziecko piersią do czwartego roku życia, podaje mu drogie witaminy, czyta o tym, jak można mu pomóc. Nade wszystko pragnie ochronić go przed światem, wykształcić, usamodzielnić. Pieniądze na utrzymanie zdobywa całymi dniami pracując w zakładzie fryzjerskim, wieczorami ma jednak siłę na naukę i zabawę z małym Laurentem. I znów wydaje się, że to związek idealny, matka, która odnajduje sens w życiu dla dziecka i syn, który żyje tylko dzięki jej wytrwałości. Tak jest do czasu, kiedy siedmiolatek poznaje Verę – dziewczynkę, która podobnie jak on ma zespół Downa. Dzieci całe godziny spędzają razem, a kiedy nadchodzi pora powrotu do domu, przytulone mocno do siebie, nie chcą się rozdzielić. Rodzice i nauczyciele na próżno próbują im tłumaczyć, że nie mogą cały czas być razem. Próba rozdzielenia dzieci kończy się tragicznie.
Te dwie historie są w pewien sposób paralelne – wielka miłość, którą gwałtownie przerywa uczucie jeszcze silniejsze – rozpoznanie, odnalezienie drugiej połówki, magiczny związek dwóch ciał i dusz.
Analogiczne są też sytuacje, tych które zostają opuszczane. Zarówno matka Laurenta, jak i żona Anotine`a mogą tylko przyglądać się tej nieznanej sile, która popycha dwoje ludzi ku sobie.
Związek miększy Laurentem i Antoinem jest chyba najbardziej zaskakujący - to kolejne wcielenie tej samej duszy. Podobnie jest z kobietami ich życia.
Wędrówka dusz to coś, w co możemy wierzyć lub nie, jednak tu nie chodzi o naiwną fantastykę. „Café de Flore” to pewna koncepcja ludzkiego losu, tego, że niektóre rzeczy są ludziom pisane, że z przeznaczeniem nie da się walczyć. Ten film zostaje w nas jeszcze długo po opuszczeniu sali kinowej, zostaje całą lawiną pytań. Czy jest sens walczyć, skoro i tak los decyduje za nas? Czy to uczucie, które odbiera nam zmysły, z czasem nie zostanie wyparte przez inne, jeszcze silniejsze? A może rzeczywiście, gdzieś w gwiazdach każdy ma zapisaną drugą połówkę, dopiero jej odnalezienie oznaczałoby pełnię szczęścia. „Café de Flore ” to próba projekcji tej myśli. Czy przekonująca? Sprawdźcie sami!