Niezależnie od pory roku warto zaplanować sobie kilkudniowy wypad za miasto. Co mają jednak zrobić ci, którym nie dość gór i wędrówek po szlakach polskich Tatr? Być może to właśnie dla nich ratunkiem będą turystyczne przenosiny za granicę, do sąsiadów. Tam, gdzie góry stanowią 75 procent powierzchni kraju a wybór pasm, szlaków i atrakcji potrafi przyprawić o ból głowy.
Maklakiewicz to legenda. Nie ma chyba wielbiciela kina w Polsce, który nie znałby tego nazwiska. Pierwsze skojarzenia są jednak pejoratywne: PRL-owski bon vivant spod budki z piwem; niebieski ptak, wiecznie pijany na planie; przyjaciel naczelnego alkoholika filmu polskiego – Himilsbacha. Ale ten aktor o melancholijnej twarzy i oczach kryjących smutek całego świata składał się z niejednej warstwy. Wiele powstało już o nim książek i pewnie wiele powstanie. Jednak nigdy za dużo biografii, które starają się walczyć ze stereotypami i obalają obiegowe opinie zbudowane po obejrzeniu dwóch czy trzech filmów. Marta Maklakiewicz, córka, wpisuje się w ten nurt „biografii obalających”. Swoją książką stara się pokazać, że Maklak to nie tylko inżynier Mamoń (jak genialna rola by to nie była) czy demoniczny Doktor Plama.
Moda na polski kabaret nie przemija. Po wielu publikacjach na temat teatru przedwojennego, na półkach polskich księgarń zaczęły pojawiać się opracowania i wspomnienia aktorów, reżyserów i postaci powojennych scen. Książka „Tani drań” wpisuje się w tą modę szczególnie mocno, bowiem wspomnienia Wiesława Michnikowskiego to historie nie tylko powojenne, ale także te z wczesnej młodości aktora, czyli czasów okupacji.
Nie co dzień na polskim rynku książki pojawiają się pełne edycje dzieł zebranych polskich poetów. Chętniej czyta się Gombrowicza i Mrożka niż Słonimskiego czy Gałczyńskiego właśnie. Wydawnictwo Prószyński i S-ka wyświadcza wielką przysługę polskiej kulturze wydając jak do tej pory najpełniejsze wydanie wierszy Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Podstawą przedruku większości tekstów było wydanie Dzieł w pięciu tomach pod red. Kiry Gałczyńskiej i Barbary Kowalskiej z roku 1979. W trakcie prac sięgano także po pierwodruki chcąc poprawić drobne omyłki i opuszczenia w tekstach. Niestety na próżno szukać komentarzy czy objaśnień w tekście.
Mały, zakompleksiony, pełen uprzedzeń i zaślepiony do końca człowieczek, czy porywający mówca, zdolny organizator i jeden z głównych autorów, niespełnionego na szczęście, marzenia o Tysiącletniej Rzeszy? Kim był Józef Goebbels?
Czy Polakom potrzebna kolejna książka o rodzimej kinematografii? Czy dowiemy się o ludziach kina czegoś więcej, niż podają nam plotkarskie serwisy i branżowe portale internetowe? Czy polscy reżyserzy skrywają jeszcze jakąś tajemnicę? Na wszystkie te pytania odpowiadam: tak, tak tak! Barbara Hollender i Wydawnictwo Prószyński i s-ka tuż przed rozpoczęciem kolejnej edycji Festiwalu w Gdyni sprawili ogromną niespodziankę miłośnikom kina. Autorka podkreśla, że od początku chciała, by to była książka o Polsce. Ale mimo że w całości poświęcona jest reżyserom polskiego pochodzenia, to jednak tło opowieści o nich jest o wiele bardziej barwne. W arcyciekawych, krótkich szkicach ukryła bowiem pani krytyk malutkie ślady, po których jak po nitce do kłębka docieramy do istoty kina światowego. Pojawiają się tu zatem nazwiska Antonioniego, Viscontiego, Bergmana, Buñuela, Toma Tykwera i wielu, wielu innych postaci, które odegrały bardzo różne role w życiu Wajdy, Morgensterna, Zanussiego czy Skolimowskiego. O ludziach kina z naszego podwórka nie można pisać nie ujmując ich w szerszym kontekście kina światowego, dlatego książka Barbary Hollender, człowieka kina, stała się erudycyjną, prawdziwie humanistyczną opowieścią.